W swojej praktyce zawodowej coraz częściej spotykam pary, które potrzebują pomocy w tworzeniu dobrej relacji. To oczywiście nic nowego, ponieważ terapia dla par/małżeństw istnieje nie od dziś. W ostatnim jednak czasie, i piszę to wyłącznie na podstawie obserwacji z mojego własnego gabinetu, uwagę przykuwa powtarzający się w przypadku wielu par problem.

Nie leży w mojej naturze generalizowanie, szufladkowanie osób ze względu na płeć. Nie lubię mówić „kobiety są takie, a mężczyźni tacy”. Zdecydowałam się jednak opisać moje spostrzeżenia na temat różnic płciowych ujawniających się w związku kobiety i mężczyzny. Najłatwiej można to określić tak, że mężczyznom trudno jest mówić o uczuciach, dużo częściej obrażają się i zamykają w sobie. Kobiety natomiast może i krzyczą, kłócą się, ale pokazują swój wewnętrzny świat. Często pełen lęku i wątpliwości.

 

Pary zgłaszają się na terapię w rożnych momentach wspólnego życia i z różnych powodów, z różnymi oczekiwaniami. Czasami są to młode związki, czasami wieloletnie. Problemy pojawiające się w relacji są różne, od niepozmywanych naczyń po zdradę czy jej podejrzenia – przykłady można mnożyć. Jednak to, co pojawia się niezależnie od wszystkiego, bardzo często można ująć tak: kobieta, która nie ufa plus mężczyzna, który nie rozmawia.

 

Czemu mężczyzna nie mówi?

Trudno to określić jednoznacznie i powodów zapewne jest wiele. Celowo nie napisałam o mężczyźnie, który nie chce rozmawiać, ale o takim który nie rozmawia. Najczęściej bowiem to, czy chce czy nie chce, nie zawsze jest takie jasne. Czasami chce, ale nie umie; czasami chce, ale się boi.

KURSY ONLINE:
8 razy Odporność dla Firm8 razy O
Program stworzony do walki ze stresem
Sprawdź!

Być może wciąż pokutuje mit o mężczyznach, którzy nie płaczą – są silni. A jak być silnym jednocześnie rozmawiając o emocjach, czasami im ulegając, wzruszając się, pokazując swoją „miększą” czy „słabszą” stronę. Obserwując te pary widzę, że mężczyźni dużo bardziej niż kobiety chcą odcinać się od tego, co emocjonalne, trudne. „Lepiej zamknąć temat i iść dalej” – słyszę siedząc w swoim fotelu terapeuty. Tylko czy to aby na pewno lepiej? Chwilowo pewnie łatwiej odciąć się, nie mówić, nie narażać się, nie konfrontować, nie wiedzieć. Ale na dłuższą metę zamykanie się, nie mówienie, chowanie się pod dywan, spowoduje wiele nieprzyjemnych konsekwencji dla jakości relacji właśnie.

Dlaczego rozmowa jest ważna?

Każda rozmowa, zarówno ta o rzeczach ważnych, jak i ta o rzeczach błahych, sprzyja budowaniu relacji, tworzeniu więzi, rozwijaniu poczucia bezpieczeństwa oraz zaufania. Gdy ludzie mówią o sobie, swoich przeżyciach – stają się sobie bliżsi, gdy o nich milczą – pozostają sobie obcy, oddaleni od siebie, i trudno wtedy o zaufanie czy poczucie bezpieczeństwa.

Czemu kobiety nie ufają i są pełne wątpliwości?

Często wynika to z ich doświadczeń z przeszłości, np. niewierny ojciec, który zdradzał matkę. Może to wynikać też z poprzednich relacji/związków, gdy partner okazał się niewierny lub też „po prostu kłamał”, znów lista jest długa. Nigdy nie jest tak, że milczący mężczyzna sprawia, że kobieta staje się nieufna; milczący mężczyzna, nierozmawiający z nią na bieżąco, nie rozwiewający jej wątpliwości, tworzy ogromną przestrzeń na lęk, fantazjowanie, a co za tym idzie brak zaufania. Jeśli czegoś nie wiemy, nie mamy informacji, wtedy do głosu dochodzą wszystkie lęki, które w sobie nosimy, niekoniecznie związane z realnością, ale często żeby je z nią związać potrzebujemy rozmowy z partnerem, by móc weryfikować i sprawdzać rzeczywistość.

Na terapię trafiają pary w momencie, gdy już praktycznie przestali ze sobą rozmawiać. Wymieniają się jeszcze często informacjami dotyczącymi obowiązków, zadań, ale nie rozmawiają o sobie, swoich przeżyciach czy kłopotach. Z zaskoczeniem niekiedy patrzę na to, jak ważna jest dla nich terapia początkowo „tylko”, jakby się wydawało, dlatego, że mogą ze sobą porozmawiać, coś od siebie usłyszeć, coś czego nie słyszeli od dawna – np. „nie pamiętam kiedy mąż ostatnio powiedział, że mnie kocha”. Ludzie często przychodzą pełni wątpliwości co do uczuć drugiej osoby, często nie dlatego, że ich nie ma, ale dlatego, że się o nich nie rozmawia.

Mimo wszystko początek terapii par jest trudny właśnie dlatego, że tak samo jak w domu, tak i na kanapie u terapeuty, partner mało mówi, lub mówi ogólnikami, trudno mówić mu o swoich uczuciach, przemyśleniach, oczekiwaniach. Terapia to nowa i niekiedy trudna sytuacja, zwłaszcza dla osób, które z jakiegoś powodu mniej mówią o sobie, mają mniejszy dostęp do swoich uczuć. I to właśnie wymaga czasu – pojawienie się takiego dostępu. Oczywiście taka dynamika pary, gdzie jedna osoba jest zamknięta sama w sobie, jest ciekawa i wymaga zrozumienia. Czasami jest to lęk przed konfrontacją, czasami lęk przed zranieniem drugiej osoby, najczęściej jednak boimy się reakcji drugiej osoby, konfliktu z nią, odrzucenia. I to też jest coś, czym należy się zająć w dalszych krokach terapii. Dużo jednak może się zmienić, jeśli usprawni się komunikację między partnerami, gdy zaczną być ze sobą szczerzy, będą rozmawiać, mówić o swoich przemyśleniach, uczuciach i oczekiwaniach.

Jeśli ludzie, którzy przychodzą w kłopocie, zaczną ze sobą rozmawiać, mówić sobie ważne rzeczy – ich terapia może zakończyć się sukcesem. Musi tu jednak być spełniony podstawowy warunek, bez którego nie ma nawet sensu podejmować terapii: obie strony muszą chcieć poprawy relacji. W momencie, kiedy ktoś nie chce już być razem, terapia może nie pomóc.

Chcę oczywiście zaznaczyć, że jest to jedynie tendencja. Są oczywiście pary, w których to kobieta mówi mniej, a partner nie ma z tym kłopotu. Jedno jest pewne, nie da się zbudować nic dobrego bez otwartej komunikacji miedzy partnerami. Gdy jej nie ma, powstają niedopowiedzenia, domysły, fantazje, które są zarzewiem do kolejnego ataku i konfliktu.

Warto rozmawiać.