Inwencja twórców biżuterii nie zna granic… Nadeszła wiosna, a wraz z nią fala nie tylko ciepłych wiatrów, ale również oryginalnych i kreatywnych pomysłów. Przywykliśmy do tego, że trawnik to mamy pod domem albo w parku… Teraz okazuje się jednak, że można go również nosić na szyi, uszach lub na dłoni…
Muszę przyznać, że dałam się nabrać… trawa, którą możemy podziwiać w biżuterii tak realistycznie wygląda, że uznałam początkowo, że to naturalne poletka uprawne;)
W rzeczywistości to jednak różne odcienie włókniny odpowiednio skomponowane i przycięte. Jak pisze autorka trawiastych dodatków (MegiArt) – "Trawa, która wygląda "jak żywa" została przeze mnie osobiście "zasiana" pod lupą i uformowana, tak, aby osiągnąć efekt bliski naturze. Trawa jest mocna i elastyczna, specjalnie usztywniona i impregnowana. Nie zaleca się podlewać trawy 😉 a mówiąc serio – należy zdejmować biżuterię podczas mycia albo ulewy, gdyż trawa mimo, że zaimpregnowana może ulec uszkodzeniu i zdefasonowaniu". Nie trzeba podlewać… to niewątpliwie plus. W sumie nie wyobrażam sobie podlewania naszyjnika czy kolczyków;)
Nowe oblicze…. trawnika
Muszę przyznać, że czytając ten opis poprawia mi się humor… Szczególnie, że przypomina mi się zaraz artykuł Precz z trawnikiem – manifest weekendowego lenia. Widać trawnik zaczyna zyskiwać dodatkowe funkcjonalności i zmienia się jego oblicze. A Wy co o tym sądzicie? Podoba się Wam taki pomysł na biżuterię? Wolicie trawnik na szyi czy pod stopami?