Stres, coraz więcej obowiązków, wszechobecny chaos, trudno czasem żyć i nie oszaleć… Myśli niczym stado wron latają po głowie głośno kracząc "Zobaczysz, nie uda się, porażka cię czeka, nie poradzisz sobie". Jak sobie z tym radzić i czy to w ogóle możliwe?
Budzę się rano i mam już dość, choć dzień się jeszcze nie zaczął. Wszyscy biegają, krzyczą. Dzieciom trzeba zrobić śniadanie, pomóc się ubrać. Później w pracy – papiery, normy, raporty. Każdy ma o coś pretensje i jakieś obiekcje. Niedobrze mi się robi na samą myśl, a żołądek ściska ze stresu. Niby lubię moją pracę, ale ten stres mnie chyba wykończy, jest coraz gorzej, nic mi się już nie chce. Czy z tym można coś zrobić?
Sytuacja, w której ktoś się budzi i ma dość – to dzwonek alarmowy. To znak, że trzeba natychmiast udać się do specjalisty: psychologa czy psychoterapeuty i podjąć pracę nad sobą, nad swoim życiem. Uporządkować priorytety, zastanowić się, jak owo życie ma wyglądać, żeby chciało się rano wstawać i robić to, co jest do zrobienia. Coraz częściej zdarza się, że zwykłe życiowe sprawy zaczynają nas przerastać. To nie jest powód do wstydu – ot, kryzys od przepracowania i tyle. Jeśli jednak się to zostawi można zrobić sobie i bliskim dużą krzywdę. Mogą pojawić się: depresja, myśli samobójcze, lęki, ataki paniki, wybuchy złości albo… człowiek taki może rzucić wszystko i wyjechać do Indii, by tam mieszkać na plaży. Nie mam nic przeciwko mieszkaniu na plaży pod warunkiem, że przed wyjazdem zabezpieczy się rodzinę. W przypadkach, o których mówimy to się nie zdarza.
- Czy to może być depresja wieku średniego? Czy to nie jest tak, że kryzys wieku średniego jest czymś nieuniknionym, że człowiek ma już wszystko i nagle pojawia się depresja?
Sytuacja „nie mam już siły, nie chce mi się rano wstać” może przytrafić się każdemu, bez względu na wiek. Natomiast rzeczywiście istnieje coś takiego jak kryzysy rozwojowe, jeden z nich przypada na tzw. wiek średni. Jest to doskonały czas do rozpoczęcia pracy nad sobą. Człowiek ma już pewien bagaż doświadczeń, ma swoje przemyślenia i marzenia. Warto zastanowić się, jak będzie wyglądała druga połowa życia, wyznaczyć sobie ramowe cele, podjąć naukę czegoś nowego albo zacząć dawać więcej z siebie innym. Rozwijać się innymi słowy.
Może się też zdarzyć, że ktoś czuje smutek, nie umie poradzić sobie z upływającym czasem. Wtedy może popaść w depresję. Ale i na to jest sposób: wizyta u specjalisty, który wesprze w odnalezieniu nowego celu, szukaniu głębiej, w rozwoju. Wiek średni to naprawdę wspaniały czas na odkrywanie istoty człowieczeństwa i odpowiedzi na dręczące nas pytania natury niematerialnej.
- Mąż ma szansę na awans… pięknie. Tylko spać przez to nie mogę – Co będzie, jeśli sobie nie poradzi i go zwolnią albo już całkiem nie będzie miał przez to czasu dla nas? Powinnam się cieszyć. Prześladują mnie jednak te czarne scenariusze, choć staram się zachować optymizm. Każdy by się cieszył na moim miejscu. Czy ja już całkiem wariuję? Skąd u mnie takie czarnowidztwo? Ja mam je wyłączyć w głowie?
To jest zależne od tego, jak Pani chce swoje życie przeżywać. Ponieważ albo przeżywamy życie w swojej głowie i martwimy się tym, co może nastąpić i życia tak naprawdę nie mamy, a mamy piekło – albo przeżywamy życie tu i teraz, i nawet gdyby przyszła "katastrofa", to będzie się ono toczyło i nie będzie straszne. Może będzie mniej pieniędzy, może będzie trochę inna sytuacja, ale życie się będzie toczyło dalej, a my będziemy w nim odnajdywać radość. Im bardziej będziemy mieli uspokojony umysł, tym mniej nas to może dotknąć.
KURSY ONLINE:
W sytuacji, gdy człowiek nie pracuje nad sobą, nie wycisza umysłu – katastrofa może nas bardzo mocno złamać, a skutki takiego załamania mogą ciągnąć się przez wiele miesięcy. W sytuacji, gdy umysł jest wyciszony i przychodzi jakieś niepowodzenie dużo szybciej wracamy do normalności. Nie trzymamy tego, potrafimy puścić. Potrzebna jest praktyka, praca nad sobą. Im silniejszy człowiek wewnątrz, tym mniej ma problemów, tym łatwiej z tych problemów wychodzi. Ale żeby tą siłę osiągnąć, trzeba włożyć jakąś pracę – nic nie ma za darmo.
Wyciszenie umysłu – tak będę nazywała medytację w tym przypadku – to zdanie sobie sprawy z tego, że to, co mi w tej chwili zatruwa życie, jest tylko moim sposobem myślenia. To są tylko myśli, to nie jest rzeczywiste, jest jak dym z papierosa – pomyślałam o czymś przykrym, rozwijam czarnowidztwo i się martwię. Ale można przecież tego nie robić i po prostu cieszyć się słońcem, spacerem z dziećmi, dobrą herbatą…
- Wszyscy tyle mówią o szczęściu: jest ważne, trzeba do niego dążyć i o nie walczyć. Czasem sama już nie wiem, co to takiego. Czy to w ogóle osiągalne, żeby być szczęśliwym? A może powinnam uznać, że jest ono po prostu brakiem nieszczęść i cieszyć się tym, że dzieci nie chorują, że mamy pracę?
Mamy tu typowy przykład – szklanka do połowy pusta i szklanka do połowy pełna. Jakie jest Pani nastawienie do życia? Czy ciągle jest za mało i wszystko jest nie do końca takie, jakie powinno być? Czy też cieszyć się z tego, co ma?
Szczęście jest to coś bardzo indywidualnego!
Dla jednej osoby będzie nim to, że „
dzieci nie chorują – jestem szczęśliwa”, dla innej to, że „świeci słońce – jestem szczęśliwa” dla jeszcze innej obudziłam się i jestem szczęśliwa – to naprawdę jest bardzo indywidualne. Niektórzy w ciągu dnia przeżywają kilkakrotnie poczucie ekstazy, szczęścia, a niektórzy taką ekstazę przeżywają kilka razy w życiu. Najważniejsze, żeby dostrzegać te dobre rzeczy. Jeśli nie mam poczucia nieszczęście to jest już w porządku. Gdy zaczynamy czuć jakiś niedosyt, poczucie braku wtedy należy rozpocząć pracę nad sobą. W takiej sytuacji dobrze jest wybrać się do terapeuty i przyjrzeć swojemu życiu. Czy oczekujemy „tęczy, fajerwerków i zórz polarnych” na co dzień, czy zdajemy sobie sprawę z tego, że szczęście bywa, że raz zasypia i go nie ma, a raz jest? Oczywiście są ludzie, którzy są zawsze albo prawie zawsze uśmiechnięci, mają wysoki poziom samoakceptacji, zadowolenia i takie mają życie – ale można też pracować, żeby taki stan osiągnąć. Warto się zastanowić, czego się chce.
Żyję w ciągłym biegu, robię przysłowiowe „sto rzeczy na raz” i nigdy nie mam czasu… Tak mi się marzy czasem usiąść i nie robić nic, zapomnieć o obowiązkach i „bo muszę”. Czy to egoizm?
Absolutnie nie nazwałabym tego egoizmem. Nazwalałabym to naturalną potrzebą, wręcz obowiązkiem każdego człowieka. Musimy dbać o nas samych, dbać o nasze ciało, dbać o naszą duszę. Ten ciągły brak czasu i marzenie o tym, żeby poświecić sobie chociaż chwilę, to jest pierwszy krok do tego, żeby poczuć się niedocenianą, sfrustrowaną, mającą poczucie wykorzystywania.
Natomiast, jeśli uda się zapanować na tym i wygospodarować dla siebie czas i zrobić to, co by się chciało, to może stać się to początkiem pracy nad sobą, dochodzeniem do własnego komfortu.
Chwila spokoju, chwila medytacji np. z kimś kto siedzi na stronie http://doksanproject.net i zauważenie tego, jak się po tym człowiek inaczej czuje, jak inaczej odbiera świat i siebie – dochodzenie do własnego komfortu to jest bardzo, bardzo istotna rzecz. Jeśli zaczniemy już wyciszać umysł i zaczniemy robić coś dla siebie, to się może stać przewodnim motywem naszego życia. Ponieważ zobaczymy, że im więcej zrobimy dla siebie i im więcej damy sobie czasu na swój rozwój, tym więcej będziemy mogli dać światu, swoim bliskim i sobie też.
Ludzie tego ciągle nie rozumieją, kwestia kochania samego siebie ma bardzo złą prasę.
Możliwe, że jest to taka naleciałość religijna, wiele religii mówi „wszystko dla innych”. Ale żebym ja mogła dać, to ja muszę być w dobrej formie, muszę chcieć dawać – musze mieć otwarte serce. Jeżeli jestem śmiertelnie zmęczoną osobą, to co ja mogę dać? Mogę zrobić herbatę i wyszorować podłogę… i to jest wszystko. Możemy dać innym dużo, dużo więcej – możemy dać swoje uczucia, uwagę, mądrość. Natomiast w takim zabieganiu codziennym nie ma na to czasu – na te najważniejsze rzeczy, na ten prawdziwy kontakt człowieka z człowiekiem: matki z dzieckiem, żony z mężem, przyjaciółki z przyjaciółką. Nie ma na to czasu, bo jest cały czas myślenie o tym, że ja jeszcze nie zrobiłam tego, czy tamtego. Nie ma kontaktów międzyludzkich, czyli nie dajemy tak naprawdę wszystkiego, co mamy najlepsze. Dbamy o powierzchowność – żeby zamieść kurz i zetrzeć brud, i to wszystko. Żeby postawić kwiat i żeby ktoś się poczuł szczęśliwy, na to już nie ma czasu…
- Widzę jak życie ucieka. Gdzieś zgubiłam jego sens. Nie cieszy mnie już to, co kiedyś, coraz mniej rzeczy wywołuje śmiech. Mam dobrego męża, dzieciaki rosną jak na drożdżach. Sama już nie wiem, o co mi chodzi… Życie stało się jakieś szare i nudne. Jak mam na nowo nauczyć się czerpać radość z życia? Delektować się nim, tak jak to kiedyś potrafiłam robić?
W sytuacji przeciążenia pracą, obowiązkami, kiedy psychika i ciało daje nam sygnał, że mają już dość – jedyną rzeczą, którą można zrobić to zatrzymać się i zastanowić nad tym w którym miejscu mogę zwolnić i w którym miejscu mogę znaleźć czas dla siebie. Taki czas na pewno się znajdzie – ale tylko wtedy, kiedy człowiek zatrzyma się na chwilę, kiedy karuzela przestanie się kręcić.
Świat robi się szary, bo
karuzela, na której jesteśmy kręci się tak szybko, że już nawet nie odróżniamy żadnych kolorów świat wokół robi sie szary. Jedyną radą na to jest zwolnienie. Trzeba się zastanowić, które z codziennych czynności mogę pominąć, które mogę wykonać sprawniej albo lepiej. Jak zorganizować
czas wyłącznie dla siebie: na odpoczynek, na zregenerowanie się, na to by zadbać o siebie (zarówno o swoją psychikę jak i ciało). Czasem wystarczy pół godziny dziennie, by to sobie zapewnić – takiego prawdziwego bycia ze sobą, wyciszenia się. Oczywiście proponuję medytację, bo to jest najlepsze. To jest wyciszenie umysłu, które pozwoli znaleźć przestrzeń czasową na to, żebyśmy mogły coś w swoim życiu poprawić.. A pozwoli to zrobić tym bardziej, im będziemy bardziej świadome tego, jak wiele rzeczy robimy zupełnie niepotrzebnie.
- Czy tylko poprzez siedzenie w medytacji to się ułoży w głowie – to wartościowanie? Czy należy pracować z listą?
Można, ale to są zupełnie dwie różne sprawy. Ponieważ praca z listą pozwoli nam coś odciąć, ale nie pozwoli się nam wyciszyć. Jeśli najpierw się wyciszymy, a później zaczniemy się zastanawiać nad tym, co możemy zrobić, a co możemy odrzucić, to po pierwsze – odrzucimy naprawdę te nieważne rzeczy, bo już będziemy sobie z tego zdawały sprawę lepiej, bo będziemy miały jaśniejszy umysł. Po drugie – nie zrobimy nic gwałtownie, po trzecie – będziemy wiedziały, że mamy jeszcze zapas, który możemy wykorzystać później. Im więcej ma się w sobie spokoju, tym więcej ma się czasu.
Opowiem o swoim doświadczeniu z klasztoru, które mnie bardzo zaskoczyło. Gdy się dużo siedzi, gdy umysł jest spokojny, robi się "magia czasu". Na początku mojego pobytu w klasztorze miałam godzinę przerwy pomiędzy obiadem czy kolacja a pracą – brakowało mi czasu i byłam zawsze zmęczona, bo nie mogłam odpocząć. Te krótkie przerwy nie wystarczały na sprzątanie pranie, zadbanie o siebie. Po czterech tygodniach siedzenia, ale takiego klasztornego, okazało się, że można to wszystko zrobić w piętnaście minut, a później mogę leżeć czy nawet się nudzić. Doszło do tego, że ta godzina przerwy to było za dużo, nie miałam co robić. Odpoczywać już nie musiałam, bo miałam taką energię, że nie czułam potrzeby. Dlatego proponuję medytację, ponieważ jest ona cudem dla umysłu i dla ciała, cudem uspokojenia i wzmocnienia. Im bardziej spokojny umysł tym zdrowsze, silniejsze ciało.
Proponuję zadbać o siebie – to nie musi być od razu medytacja. To może być posiedzenie – siadamy na fotelu i śledzimy oddechy. Po prostu dajmy sobie ten czas dla siebie. W ciszy i spokoju znaleźć można najlepsze rozwiązania.
Trzeba być zadbanym, iść z duchem czasu, wyglądać młodo i zgrabnie. Koleżanki biegają od fryzjera do kosmetyczki, a co starsze inwestują w botoks. Zresztą teraz należy być reprezentacyjnym, bo cię zwolnią. Kupuję ciągle nowe ciuchy, kosmetyki i dodatki… Nie chcę być gorsza. Kupuje, żeby mieć. Mam wrażenie, że to może jakiś nałóg, że chyba oszalałam znosząc do domu te wszystkie rzeczy. Czy to możliwe, żeby uzależnić się od czegoś takiego?
Często dajemy sobie takie małe gratyfikacje – nowy lakier, coś nowego, bo może dzięki temu będę lepiej wyglądać, bo może zniknie mój lęk przed zwolnieniem z pracy (będę się lepiej prezentować).
Czasami te uzależnienia od zakupów, nawet tych drobnych mogą być bardzo ciężkie. I tutaj wchodzimy na zupełnie inną ścieżkę, gdzie człowiek próbuje znaleźć gratyfikację dla siebie w kupowaniu, w posiadaniu. W tym, że jak mam to jestem lepsza, jak nie mam to jestem gorsza. Kupuje się też, aby dostarczyć sobie pozytywne wzmocnienia, których nie mamy w codziennym życiu. Cudownie, że Pani zdała sobie z tego sprawę – to jest pierwszy krok, by z tego wyjść i odnaleźć radość życia. Odnaleźć to, co daje prawdziwe wsparcie, odnaleźć siebie.
- Sama już nie wiem jak mam żyć, żeby nie żałować kiedyś swojego tchórzostwa. Pogubiłam się w tym wszystkim. Nie chcę wegetacji…, ale też nie wiem jak pogodzić rodzinę, pracę i moje własne pragnienia. Jak to zrobić?
Nie da się odpowiedzieć na pytanie, jak to zrobić na łamach żadnej gazety czy strony internetowej. Tu są potrzebne rozmowy i własna praca, którą się włoży w to, by móc rozpocząć poszukiwania tego, co jest dla nas ważne. Jeśli trudno zebrać się samemu proszę udać sie do terapeuty. Czasem jedna rozmowa może odmienić nasze życie.
* Pytania zadawała Nika Libert