Odpoczynek to też rozwój!
Kiedy zewsząd słychać „działaj!”, „działaj szybciej!”, „rób więcej, osiągaj więcej”, odpoczynek zaczyna wyglądać podejrzanie. Jakby było w nim coś nie tak. Jakby zatrzymanie się na chwilę było równoznaczne z lenistwem. Tymczasem coraz więcej osób dochodzi do ściany. Bo ciało mówi „stop”, głowa nie ogarnia, a życie zaczyna przypominać listę rzeczy do odhaczenia. Co wtedy? Wtedy zaczyna się prawdziwe pytanie: czy naprawdę trzeba być produktywnym 24/7?
Nie jesteś maszyną. Nie musisz działać bez przerwy.
Ludzkie ciało i umysł nie są stworzone do ciągłej gotowości. Potrzebują cyklu: działania i pauzy, wysiłku i regeneracji. Tak jak sen jest niezbędny, by przetrwać fizycznie – tak odpoczynek w ciągu dnia jest potrzebny, by działać sensownie psychicznie i emocjonalnie. Brak przerwy to nie efektywność – to przepis na wypalenie. A wypalenie nie bierze się z robienia zbyt mało. Bierze się z robienia za dużo, za długo, bez oddychania.
Odpoczynek nie jest stratą czasu. To jego inwestycja.
Znasz to uczucie, kiedy po urlopie wpadasz na nowe pomysły? Albo po weekendzie coś w końcu „klika”? To nie przypadek. Kiedy zwalniasz, dajesz mózgowi przestrzeń na przetwarzanie, tworzenie połączeń, łapanie dystansu. Nie bez powodu najlepsze pomysły przychodzą pod prysznicem, podczas spaceru albo w ciszy. Odpoczynek tworzy przestrzeń, w której może wydarzyć się coś nowego.
Nie wszystko musi być celem.
Produktywność to nie tylko lista zadań. To też sposób myślenia: wszystko musi być przydatne, przynieść efekt, pchać do przodu. Ale nie wszystko w życiu działa w ten sposób. Niektóre rzeczy dzieją się „po drodze”, bez planu. W relacji, w rozmowie, w bezczynności. To nie znaczy, że nie warto działać. Warto. Ale warto też robić rzeczy tylko dlatego, że są przyjemne, dobre, wzmacniające – nawet jeśli nie mają natychmiastowego rezultatu.
Zatrzymanie się to także rozwój.
Rozwijanie się nie musi oznaczać kolejnych kursów, projektów, języków i certyfikatów. Czasem rozwój to:
– nauczyć się mówić „nie”,
– odpoczywać bez poczucia winy,
– nie reagować od razu,
– oddychać głęboko, zanim się odpowie,
– być obecnym w tym, co się robi – nie tylko skutecznym.
Często jest to trudniejsze niż robienie „czegoś konkretnego”.
Zwolnienie to wybór, nie rezygnacja.
Zwolnienie nie oznacza, że się poddajesz. Przeciwnie – oznacza, że zaczynasz wybierać. Co naprawdę chcesz robić. Co cię wzmacnia, a co tylko wygląda dobrze na zewnątrz. Życie nie polega na tym, by się „wyrabiać”. Czasem mniej robić = więcej być. A będąc, zauważasz więcej. Czujesz więcej. I wtedy dopiero naprawdę możesz ruszyć naprzód – już nie z automatu, ale z wewnętrznego wyboru.
Nie chodzi o lenistwo. Chodzi o równowagę.
Nikt nie mówi: leż cały dzień i nic nie rób (chyba że tego właśnie potrzebujesz!). Ale jeśli cały czas biegniesz, nie zobaczysz, dokąd biegniesz. Jeśli nie robisz przerw, nie słyszysz siebie. Odpoczynek to nie nagroda. To element systemu. Bez niego system się przegrzewa. To nie słabość – to siła kogoś, kto zna swoje granice.
Produktywność to nie to samo co sens.
Można być bardzo zajętym i bardzo zagubionym. Można mieć zapełniony kalendarz i pustkę w środku. Można cały czas coś robić i nie czuć, że to ma znaczenie. Prawdziwy sens rodzi się tam, gdzie jest kontakt ze sobą. A tego nie da się „wyprodukować”. To trzeba usłyszeć. A żeby usłyszeć – trzeba czasem zamilknąć, usiąść, zatrzymać się.
Odpoczynek to nie pauza w życiu. To jego część. Nie trzeba działać cały czas. Nie trzeba zasługiwać na odpoczynek. Nie trzeba wszystkiego wypełniać po brzegi. Można zostawić przestrzeń – i zauważyć, że właśnie tam dzieje się najwięcej.